SUPERNAPIĘCIE


06 lipca 2009, 00:38

1. 

Spałem chyba bardzo długo. Obudziłem się w nieznanym mi wcześniej pomieszczeniu. Leżałem na podłodze w jakiejś pustej sali, która była cała pomalowana w czarne i białe kwadraty. Całość wyglądała tak, jakby ktoś podłogę, ściany i sufit ułożył z takich samych dużych plansz do gry w szachy. Brakowało tylko pionków, oznaczeń pól szachowych i graczy. Byłem ubrany w czarny kombinezon, który był miły w dotyku. Nie wydzielał żadnego zapachu i był jednolity, bez kieszeni, zamków błyskawicznych czy innych dodatków. Miałem wrażenie, że nie mogę go zdjąć. Nie czułem zimna ani głodu. Byłem jednak zdezorientowany. Podniosłem się z podłogi i zacząłem szukać ukrytych drzwi w ścianach. Nie znalazłem. Ściany były idealnie gładkie. Pomyślałem, że może w suficie jest ukryty jakiś otwór, przez który dociera do środka tlen, którym oddycham. Niestety sufit był na wysokości czterech lub pięciu metrów i nie mogłem tego sprawdzić. Była cisza. Zawołałem więc:

- Halo! Słyszy mnie ktoś?!

Nikt nie odpowiedział. Było cały czas jasno, a to świadczyło o tym, że z sufitu musiało być emitowane źródło światła. Jednak żadnych lamp nie dostrzegłem. Była zima, więc ktoś musiał dostarczać energię cieplną niezbędną do ogrzewania sali. W końcu ktoś musiał zbudować całe pomieszczenie i sprawić, że się tu znalazłem. Zastanawiałem się nad przyczynami zaistniałej sytuacji. „Po co tutaj jestem?” – rozmyślałem – „Co teraz mam zrobić? Jak długo tu będę? Kto jest za to wszystko odpowiedzialny? Jaki to wszystko ma sens?”

2. 

Czas mijał, a nic się nie zmieniało. Czekałem. Obliczyłem, że powierzchnia podłogi ma około sto metrów kwadratowych. „Jeśli nie ma wyjścia, to zawsze można wyjść wejściem” – pomyślałem – „i to jest najprostsze rozwiązanie. Mój stan obecny poprzedzał sen i właśnie w jego trakcie musiała nastąpić zmiana mojej sytuacji. Może podczas snu wszystko wróci do normy.” Postanowiłem uciąć sobie dłuższą drzemkę, położyłem się na podłodze i próbowałem zasnąć.

- Halo! Jest tu ktoś?! – usłyszałem czyjeś wołanie, które nagle dobiegło mnie z wysoka, brzmiało jak echo w górach.

- Ja jestem tutaj! – zawołałem.

Nikt nie odpowiedział. Znowu zapadła zupełna cisza. Pomyślałem, że nad sufitem znajduje się druga sala i ktoś tam jest. Dało mi to nadzieję, że doczekam się zmiany mojego położenia. Wierzyłem, że nadejdzie pomoc z góry.

- Otwórzcie salę i mnie wypuśćcie! – poprosiłem.

„Nie będę czekał” – pomyślałem – „i nie będę już wołał, ale po prostu zdrzemnę się. Tym sposobem zabiję czas.”

Zasnąłem. Śniło mi się na początku, że wampiry mnie tu uwięziły. Potem, że terroryści, kosmici, sataniści, psychopata, tajni agenci, a na końcu w moim śnie przeżyłem rozprawę sądową i zostałem skazany na dożywocie w odosobnieniu. Obudziłem się bardzo zdenerwowany tymi koszmarami. Zacząłem się poważnie zastanawiać, kto mnie uwięził.

- Ja jestem tutaj! – usłyszałem czyjeś wołanie, które znowu przypominało echo w górach.

Po paru chwilach usłyszałem słowa:

- Otwórzcie salę i mnie wypuśćcie! – w tej chwili, ku mojemu niedowierzaniu, zrozumiałem, że echo odbiło moje własne wołanie. „Tylko dlaczego usłyszałem echo dopiero po tak długim czasie?” – zastanawiałem się.

3. 

Długo rozmyślałem nad nietypowym echem. „To musi być ważne” – pomyślałem – „i muszę wiedzieć, co to dla mnie oznacza. Echo według praw akustyki powstaje w wyniku odbicia fal dźwiękowych od twardej powierzchni. Statki używają urządzeń zwanych echosondami do określenia głębokości wody lub wykrywania przeszkód. Za echo uznaje się głos, który dotrze do obserwatora z opóźnieniem co najmniej jednej dziesiątej sekundy po dźwięku docierającym bezpośrednio. Taki czas umożliwia człowiekowi rozpoznanie obu dźwięków. Przy temperaturze około dwudziestu stopni Celsjusza odpowiada to sytuacji, gdy odbijająca przeszkoda jest oddalona o minimum szesnaście metrów i dwadzieścia centymetrów. Oznacza to, że twarda powierzchnia, która odbiła mój głos jest ode mnie oddalona o setki kilometrów. Nie, to mało wiarygodne. Musi być jakieś inne wytłumaczenie tego zjawiska.”

Zacząłem spacerować po sali i nagle zauważyłem, że od mojego prawego buta odkleja się jakaś karteczka. Przystanąłem i oderwałem papier od podeszwy. To była notatka, odczytałem ją w myślach: „Nie wydostaniesz się z tego miejsca, dopóki nie wymyślisz historii filozofii na wesoło.” Sprawdziłem drugi but, tam też była przyklejona kartka, na której pisało: „Długopis i zeszyt znajdziesz na środku sali, pod czarnym kwadratem.” To wyglądało mi na zadanie rodem z telewizyjnego reality show. „Ktoś się wyraźnie mną bawi” – pomyślałem bardzo zirytowany całą sytuacją – „i widocznie muszę wykonać zadanie, bo inaczej wszystko się tylko niepotrzebnie przedłuży.”

Po pewnym czasie znalazłem długopis i zeszyt. Przystąpiłem od razu do pisania historii filozofii na wesoło. Postanowiłem zrobić to w formie zabawnych dialogów między Głupim i Głupszym. Wymyśliłem, że rozmawiają oni ze sobą w więzieniu, gdzie trafili za opowiadanie głupich kawałów.

4. 

- Ja już nie pamiętam, za który kawał mnie tu zamknęli.

- A ja pamiętam. Za żart o bliźniakach.

- Opowiedz mi dowcip, za który ty tu trafiłeś.

- Nie będę się powtarzał. Opowiem inny. Widziałem, jak jeden facet szukał czegoś w łajnie. W końcu znalazł – był to banknot jednodolarowy. Uradowany powiedział: „pecunia non olet” czyli „pieniądze nie śmierdzą”. 

- Ty to masz takie filozoficzne te kawały. Wiesz co? Zastanawiam się, czy można uzależnić się od filozofowania?

- Jasne, że można. Ludzie mogą uzależnić się od wszystkiego. Na przykład od picia alkoholu.

- Wiem, alkoholicy.

- Mogą uzależnić się od katowania.

- Katolicy?

- Nie, katolicy są uzależnieni od księży, biskupów i papieża. A na przykład stoicy…

- Od stania w kolejkach?

- Nie, od stania w kolejkach były kiedyś komitety kolejkowe.

- A kiedy powstała filozofia? Wiem tylko, kiedy powstała KLASA ROBOTNICZA.

- Kiedy? Chcesz nawiązać do poglądów Karola Marksa?

- KLASA ROBOTNICZA powstała, gdy Robotnicz wszedł do klasy. Był ich wychowawcą. Tylko jeden uczeń z całej klasy nie wstał.

- Jasne, dlatego do szkoły przyszła Matka Boska, bo ten uczeń nazywał się Bosek. W każdym razie filozofia była wcześniej niż klasa robotnicza. Na przykład filozofia grecka miała się już dobrze w VI wieku przed naszą erą na terytorium dzisiejszej Turcji.

- Dlatego Turcja na tej podstawie chce wejść do Unii Europejskiej?

- Po prostu mają u siebie Tarkana i to wystarczy naszym kobietom.

- Pierwszym filozofem był Adam?

- Nie, Adam był pierwszym człowiekiem. Posłuchaj. Jakich znasz starożytnych filozofów?

- Krater i Platyna.

- Najważniejsza była filozofia Platona. Dzięki niemu bowiem znamy Sokratesa.

- Co takiego ważnego wymyślił Platon?

- Że istnieje tylko jedno dobre życie dla wszystkich, a człowiek, który o tym wie – nigdy nie będzie postępował niemoralnie.

- Czyli będzie świętym? Postawią mu pomnik?

- Wtedy nie było kultu świętych, były mitologie. W każdym bądź razie ulubiony uczeń Platona – Arystoteles – miał inne poglądy. Twierdził, że najważniejsze w życiu jest szczęście.

- Tak, szczególnie, gdy ktoś ma takie szczęście, że trafi szóstkę w dużym lotku.

5. 

- Oczywiście było więcej filozofów w starożytności – Tales, Heraklit, Kratylos…

- Trafił za kraty, los spisał go na straty.

- Permenides, Zenon z Elei…

- A cóż ten Zenek wykombinował?

- Paradoksy. Najlepszy jest o Achillesie…

- I o jego słynnej pięcie?

- Biegł na pięcie…

- Super, na pięcie!

- Biegł na pięcie lewej i na pięcie prawej, biegł też na palcach, ale żółwia nie przegonił.

- Bez jaj!

- Pomyśl. Achilles porusza się dziesięć razy szybciej niż żółw, a żółw ma nad nim dziesięć metrów przewagi.

- Rozumiem. Musi go dogonić, a potem przegonić.

- Gdy Achilles przebiegnie dziesięć metrów, które go na starcie dzieliło od żółwia, to zwierzak zdąży już przedreptać jeden metr. Gdy Achilles przebiegnie z kolei ten metr, to żółwik przepełznie dziesięć centymetrów. Gdy Achilles osiągnie pozycję, jaką żółw zajmował uprzednio, zwierzak zdąży przemierzyć pewien mały dystans i cały czas będzie prowadził w wyścigu.

- Twierdzisz, że Achillesowi nigdy się nie uda prześcignąć powolnego żółwia?

- Zenon z Elei tak twierdził. Ja jednak rozwiązałem ten problem. Czym niższa liczba, tym jest bliższa zeru. Między liczbą jeden a zerem są ułamki. Gdy Achilles przebiegnie odległość między nim a żółwiem, która w końcu zmniejszyła się do najmniejszego ułamka milimetra, to zwierzak pokona również odległość najmniejszego ułamka milimetra, gdyż nie istnieje mniejsza odległość. W taki oto sposób Achilles…

- Znowu będzie za żółwiem o ten dystans, który ich dzieli. Coś pomyliłeś.

- Faktycznie. Pomyliłem się. Istnieje przecież odległość mniejsza  od najmniejszego ułamka milimetra. Zero jest przecież mniejsze od najmniejszego ułamka. Gdy Achilles przebiegnie odległość najmniejszego ułamka, to wówczas żółw pokona dystans równy zeru. Tym sposobem Achilles dogoni wreszcie zwierzaka.

- A jak go przegoni?

- To proste. Zawoła: „Zjeżdżaj stąd, żółwik!” i tym sposobem przegoni go, gdzie pieprz rośnie.

- Dobre!

- A wiesz, kto wymyślił atom?

- Kto?

- Demokryt.

- A ja myślałem, że Amerykanie. Wiesz, Hirosima i Nagasaki.

- To były wielkie tragedie i filozofowie próbowali odpowiednio na nie reagować. Inaczej hedoniści, a inaczej cynicy czy stoicy. Ci pierwsi wywodzą się od Epikura i uznają przyjemność za jedyne dobro. Z kolei cynicy uznawali całą cywilizację za bezwartościową, szczególnie takie jej wytwory jak rząd, własność prywatna, małżeństwo, religia, luksus i wszystkie pozorne przyjemności zmysłowe. Jeden z nich – Diogenes – żył w beczce i wyrzekł się wszelkich zbytków. Aleksander Wielki, wówczas największy władca świata, odwiedził Diogenesa i spytał go: „Czy jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić, by poprawić nędzne warunki, w których żyjesz?”

- I o co go poprosił?

- Diogenes odpowiedział: „Tak, możesz odsłonić mi światło, bym widział słońce.”

- Rozumiem, Aleksander Wielki zasłonił mu sobą słońce, a Diogenes akurat chciał się opalać. A co z tymi stoikami?

- Uczyli się jak być obojętnym na wpływy zewnętrzne. Wierzyli, że człowiek jest niezależny i wolny, gdy nie pozwala, by wpływały na jego charakter dobre lub złe wydarzenia. Uważali, że wszystko, co się dzieje na świecie, jest z góry zaplanowane przez Stwórcę. Po stoicyzmie przyszedł czas na chrześcijaństwo. W XVIII wieku pojawił się natomiast utylitaryzm, który doradzał ludziom przeciwstawienie się przeciwnościom losu. Utylitarystom z kolei przeciwstawił się Kant.

- I pojawił się zwyczaj kantowania?

- Kant nie popierał kantowania. Wymyślił zasadę: „postępuj tylko wedle takiej maksymy, co do której możesz zarazem chcieć, żeby stała się powszechnym prawem”. Gdyby wszyscy kantowali, to nikt nikomu by nie mógł zaufać, więc nie powinien człowiek kantować. Taki był sposób myślenia Kanta. A potem nadeszły czasy filozofii współczesnej czyli pragmatyzmu i egzystencjalizmu, ale to już zupełnie inna bajka.

6. 

Pomyślałem, że nie muszę się więcej wysilać. „Skoro ktoś traktuje mnie niepoważnie” – rozważałem – „i nawet nie przedstawia się, to ja też nie muszę zbytnio przykładać się do pisania o filozofii”. Doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie w suficie jest zamontowana kamera. Wyrwałem więc ze środka zeszytu podwójną kartkę, napisałem na niej: „KONIEC” i podniosłem do góry, by ewentualna ukryta kamera to zarejestrowała. Po chwili wszystkie ściany sali podniosły się do góry i zorientowałem się, że jestem w studiu telewizyjnym pełnym publiczności i kamer. Podszedł do mnie prowadzący program z mikrofonem w dłoni i zawołał:

- Brawa należą się naszemu kolejnemu uczestnikowi! Napisał tekst!

Rozległy się gromkie oklaski, widownia szalała. Okazało się, że moja żona bez mojej wiedzy zapisała mnie do programu „Wyzwolenie za natchnienie”.

KONIEC